Wielu z nas marzy o podróżach i chciałoby w ten sposób spełniać swoje najskrytsze marzenia. Niestety nie zawsze mamy na to wszystkie niezbędne fundusze i musimy przez długi okres składać pieniądze, tak żeby później skonsumować efekty pracy. Każdy człowiek jest na swój sposób inny i mimo że czasem znajdujemy na swojej drodze tak zwane bratnie dusze, to jesteśmy jednak zupełnie inni i mamy swoje prywatne marzenia. Jednym z moich małych marzeń, które siedziało we mnie od dziecka, było podróżowanie po Europie wielkim kamperem. Widziałem go mnóstwo razy na wszelakich filmach ilustracyjnych i w amerykańskich filmach o Kevinie oraz innych znanych postaciach.

Wtedy byłem oczywiście małym brzdącem, który mógł co najwyżej nacieszyć swoje oko filmem. W życiu jednak rozwijamy się z roku na rok i staramy się walczyć o swoje marzenia. Tak więc nic, o czym pomarzyliśmy sobie będąc dziećmi, nie jest z tych rzeczy, które nie mogą się spełnić. Mnóstwo moich prywatnych idoli z różnych dziedzin życiowych pokazało mi bowiem, że można spełniać marzenia i realizować wszelkie plany z dzieciństwa. Moim idolem jest koszykarz, który gra w lidze NBA. Gdy był małym dzieckiem, to rodzice, jak i lekarze, oraz trenerzy w jego szkole mówili mu, że nie nadaje się zupełnie do niczego poza piłką nożną. Był bowiem smukły i zwinny, więc mógł okiwać każdego.

On jednak od przedszkola marzył o tym, żeby kiedyś zostać koszykarzem i móc rzucać z daleka, oraz wbiegać pod kosz. Każdy śmiał się z niego, gdyż był mały i nikt nie wierzył, że już urośnie. On jednak mocno trenował i po kilku latach został rozgrywającym w swojej drużynie na uniwersytecie. Oczywiście jak to w życiu, zaczęło się koło niego kręcić coraz więcej dziewczyn i pojawiać mnóstwo kolegów, którzy kiedyś w niego nie wierzyli. On jednak nie chciał się już z nimi zadawać tak jak wcześniej i trzymał każdego na dystans. Liczyła się dla niego ciężka praca i to, żeby trafić kiedyś do swojej wymarzonej ligi.

Ciężko w to uwierzyć, ale 10 lat później stał się najlepszym koszykarzem ligi i wygrał plebiscyt na MVP sezonu, czyli najlepszego koszykarza roku w całej lidze. To pokazało mi, że warto w życiu spełniać marzenia i że nie można do końca słuchać ludzi. Oni bowiem nie zawsze chcą dla nas dobrze i nie mają pojęcia o tym, jak drzemią w nas możliwości. Opisałem historię koszykarza, który nazywa się Stephen Curry. Jest zawodnikiem Golden State Warriors, czyli mistrza NBA z ostatnich kilku sezonów. To właśnie dzięki jego historii postanowiłem odwiedzić Amerykę i stanąć chociaż raz na tamtej ziemi. Marzyła mi się praca w Kanadzie bądź w USA, a o tym, gdzie trafię miały zdecydować detale.

Dostałem wizę i postanowiłem jak najszybciej uzbierać pieniądze na bilet. Nie będę ukrywał, że miałem jeden cel związany z moim wyjazdem do Ameryki Północnej. Chciałem tam ciężko pracować i zarabiać, ale oprócz tego zaliczyć co weekend chociaż jeden mecz NBA. Do tego w miarę możliwości zależało mi na tym, by było to każdego razu inne zespoły. Udało mi się trafić do pracy do San Antonio. Grała tam miejscowa drużyna Spurs, a jej siedziba znajdowała się w Teksasie. Pracę znalazłem na ranczo a pod swój dach przyjął mnie stary kowboj Ronny. Był on przesympatycznym panem po sześćdziesiątce, który prowadził własny interes.

Pracę na jego ranczo znalazłem poprzez jeden z popularnych amerykańskich serwisów aukcyjnych, na których można też znaleźć wiele ogłoszeń o pracę. Napisał tam, że przyjmie z chęcią kilku pomocników, niezależnie skąd przybędziemy. To był dla mnie znak, że nie zamyka od broń Boże drogi dla ludzi z Polski, oraz całej Europy. Radziłem sobie bardzo dobrze z językiem obcym, więc nic nie stało na przeszkodzie, bym udał się tam jak najszybciej. Przeprowadziłem z Ronnym kilka rozmów przez telefon, by wypytać się go o kilka kwestii i upewnić się na 100%, że będę się nadawał do takiej pracy. Była to przecież robota, którą widzi się najczęściej na filmach, bądź na zdjęciach znajomych. Jak się jednak okazało po dojechaniu na miejsce, nie było to nic trudnego.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here